Przejdź do treści strony
Wersja dostępna cyfrowo WCAG
18 °C
Albina, Lolity, Ronalda
niedziela, 15 września 2024
Flaga Unii Europejskiej
  • ePUAP
  • BIP
Aplikacja mobilna Aplikacja mobilna
Samorząd
i mieszkańcy

Pierwsze wrażenia z Panamy

Warszawa, 2:40 w nocy. Z nowopoznanymi ludźmi siedzę w autobusie na Okęcie, martwiąc się, czy wszystko zabrałem, bo odwrotu już nie będzie – za kilka godzin wylecimy do Panamy, a tam nikt mi już paszportu, książeczki żeglarskiej czy innych ważnych rzeczy nie dowiezie.
Wciąż trzymają mnie emocje po przeżyciach poprzedniego dnia, kiedy to spotkaliśmy się na obiedzie z Ministrem Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, a potem przespacerowaliśmy się do Pałacu Prezydenckiego, gdzie mieliśmy przyjemność spotkać się z Parą Prezydencką i wypić z nią kawę w przepięknej sali. Do tego po deserze mieliśmy mszę w kaplicy Pałacu, więc dzień był naprawdę niezwykły, a ja nie mogłem uwierzyć, że tak niezwykłe rzeczy przydarzają się właśnie mnie.


Odjeżdżamy na lotnisko, gdzie do zrobienia jest mnóstwo rzeczy. Kiedy wreszcie udaje mi się upchnąć wszystko w pożyczonym od księdza Adama plecaku, siadam, żeby poczytać książkę Martyny Wojciechowskiej i wtedy kuca przy mnie pani z kamerą, a ja niewyspany i głodny udzielam wywiadu, który jak się potem okazuje, trafia m.in. do głównego wydania wiadomości TVP.


Jednak to nie o tego typu przeżyciach będę co miesiąc pisał. Głównym tematem będą przeżycia z Panamy, do której dotarłem po trzynastu godzinach lotu, a która przywitała nas wszystkich trzydziestoma stopniami ciepła i sześcioma godzinami przesunięcia czasowego, co nieźle rozregulowało nam zegar biologiczny.


W Panamie trafiamy do miejscowości Anton, skąd czeka nas przejazd do wioski o nazwie Cabuya i to dopiero tam, po dwudziestu czterech godzinach podróży, udajemy się na nocleg. Mam mnóstwo szczęścia – do domu, w którym będę mieszkał, jadę z kolegami na pace pikapa. Jest niesamowicie - nad głowami mamy mnóstwo gwiazd, dookoła drzewa lasu tropikalnego, a pikap z mruczeniem silnika sunie przez dżunglę.
Pierwsze pięć nocy spędzamy właśnie w Cabuyi. Rano jemy amerykańskie śniadania, zagryzając hot dogi słodziutkim ananasem i wpatrując się w niezwykły wschód słońca nad lasem tropikalnym, a potem wyjeżdżamy do Anton, skąd już pierwszego dnia wybieramy się nad Pacyfik; w czasie wolnym zupełnie spontanicznie organizujemy wyjazd nad ocean i z pięcioosobowej grupy robi się sześćdziesiątka osób, które jadą zobaczyć Pacyfik. Miejsce jest tak niesamowite, że mam ochotę jeszcze długo nigdzie się nie ruszać.


Szlifuję hiszpański. Początkowo idzie mi to dosyć opornie, ale kiedy to właśnie ja jako jedna z niewielu osób posługujących się tym językiem, organizuję wspominany wyjazd nad ocean, kończy się to tym, że w kolejnych dniach i Polacy, i Panamczycy zwracają się do mnie z prośbą o tłumaczenie, a ja mimochodem otrzymuję ksywę „Tłumacz”. Rozkręcam się i wkrótce zaczynam mówić płynnie. Tylko z rozumieniem bywa kłopot.


Czas niezapomnianych widoków i pyszniutkich śniadań w pięknym panamskim domu kończy się w czwartek, kiedy to okazuje się, że przenosimy się z Cabuyi do innej wioski, bo jest bardzo wiele rodzin, które chcą przyjąć pielgrzymów. Razem z Maćkiem, który też popłynie na Darze Młodzieży z Panamy do Gdyni, trafiamy do przemiłej rodziny, która gości nas najlepiej jak potrafi. Spędzamy u nich trzy dni, a pod koniec już nawet przyzwyczajamy się do braku bieżącej wody i do towarzystwa karalucha podczas wieczornego prysznica. Te drobne niedogodności rekompensuje ogromna gościnność Panamczyków i mnóstwo dobra, które nam wyświadczają. No w końcu podarowali nam hamak! Z napisem: PANAMA. Będzie pamiątka do końca życia.


W chwili, kiedy piszę te słowa, jest niedziela, 21 stycznia. Jesteśmy w Anton, gdzie dojeżdżaliśmy niemal codziennie w trakcie poprzednich dni. Większa część laureatów pojechała już do Panama City, gdzie za kilka dni rozpoczną się obchody centralne Światowych Dni Młodzieży. My czekamy do wtorku, żeby rano przywitać Dar Młodzieży i wreszcie zameldować się na statku.


Trochę żal będzie mi opuszczać miasto, w którym spędziliśmy sporo czasu w trakcie ostatniego tygodnia. I w którym przeżyłem jedną z największych przygód mojego życia, kiedy to uciekałem konno przed ważącym ponad siedemset kilo bykiem.


Oj, przygoda była niesamowita. Ale o tym więcej w felietonie, w którym mniej będzie relacji, a więcej obserwacji.

Tomek Sobania z prezydentem.jpeg


Urząd Miejski w Toszku
ul. Bolesława Chrobrego 2
44-180 Toszek
tel.: +48322378000
e-mail:
Przewiń do góryPrzewiń do góry